Ile
z was skarży się na niesforne, przesuszone włosy? Ile z przerażeniem
spogląda na szczotkę i grzebień podczas codziennego czesania i z obawą
myśli o przyszłości swojej czuprynki? Ile wzdycha "Miałam takie piękne
włosy - gęstsze, lśniące!"? Sama niestety należę do tej grupy, której
wydaje się, że lepiej już nie będzie i często zadaję sobie pytanie czemu
sprawa wygląda tak żałośnie. Jeszcze chwila i będą cienkie jak babie
lato. Jeszcze moment i jedynym uczesaniem, które rozwiąże problem ilości
i niesforności będzie zwijany naprędce koczek. Ratunku!!!
Może popełniam zbyt wiele stylizacyjnych grzechów?
Najwyraźniej. Farbuję, nie rozstaję się z suszarką, torturuję je
prostownicą. Nie rozpieszczam wieczornym szczotkowaniem, które
praktykowały nasze babcie, a w zamian ich włosy odpłacały się zdrowym
połyskiem i objętością. Nie funduję skórze głowy masażu, który
poprawiłby mikrokrążenie i lepsze odżywienie włosów. Nie dogadzam
nawilżającymi maseczkami. Widać mam na głowie to, na co zasługuję.
Skąd ten bałagan na głowie?
Dermatolodzy i
kosmetolodzy zgadzają się jednogłośnie, że, pomijając oczywiście
problemy hormonalne i złe odżywianie, winą za stan naszych włosów możemy
obarczyć nadmierną ilość stosowanych kosmetyków i zbyt częste zabiegi, zarówno stylizacyjne, jak i pielęgnacyjne. I przy tych ostatnich na chwilę się zatrzymam.
Okazuje się, że żartobliwe "Częste mycie skraca życie" ma w
przypadku mycia włosów wiele prawdy. A że niezadowolonych ze stanu
swoich włosów kobiet przybywa, nie dziwi mnie więc fakt, że coraz więcej
z nich postanowiło powiedzieć głośnie "Nie!" szamponom i codziennemu myciu głowy.
Mają w tym poparcie znawców materii, którzy dowodzą, że większość
nowoczesnych szamponów "odziera" nasze włosy z sebum, naturalnego i
odżywczego środka natłuszczającego. Bez niego włosy tracą na blasku oraz stają się suche i szorstkie.
Takie codzienne mycie z udziałem piany doprowadza do stanu, w którym
przesuszona skóra głowy zaczyna wytwarzać jeszcze więcej łoju, włosy
jeszcze szybciej zaczynają się przetłuszczać i koło się zamyka. I co na
to specjaliści? Szampon i mycie na bok. Na kilka dni. (Krzywisz się z obrzydzeniem na samą myśl?)
Jeśli nie szampon to co?
Podobno najbardziej zagorzałe zwolenniczki trendu "No shampoo"
potrafią wytrwać bez tego kosmetyku minimum tydzień. Gra jest warta
świeczki, bo efektem jest lepsza kondycja włosów. Stają się bardziej
nawilżone i lśniące, znika kłopotliwe elektryzowanie i puszenie. Tylko
czy stać mnie na to, by wejść do tej gry? Ciężko sobie wyobrazić taki
pielęgnacyjny reżim w gorące lato. No więc jak one to robią?
To nie tak, że wcale nie myją włosów. Jeden czy dwa dni to nie wyzwanie, chyba przyznacie rację? Później sięgają po samą odżywkę
i z jej pomocą, oraz ciepłej wody oczywiście, myją głowę. W ten sposób
delikatnie odświeżają włosy nie pozbawiając ich wilgoci, a tak naprawdę
dostarczając im ją razem z odżywką.
Mija kolejny dzień lub dwa i przychodzi kolej na dogłębniejsze
oczyszczenie. Tym razem w ruch idzie samodzielnie przyrządzony szampon -
ciepła woda i soda. Dokładnie 1 łyżka sody na szklankę wody.
Taką miksturę zabieramy do łazienki i tam aplikujemy na czubek głowy
wmasowując w skórę i we włosy. Soda oczyszczona jest jednym z
najdelikatniejszych środków alkalicznych, które świetnie oczyszczają z
tłuszczu i nagromadzonych substancji chemicznych.
Na zakończenie można alternatywnie przepłukać włosy
kwaśnym tonikiem na bazie octu jabłkowego. Sporządza się go z litra
ciepłej wody i 2 łyżek octu jabłkowego. Taka mieszanka zamyka łuskę włosa i sprawia, że włosy pięknie lśnią.
Co sądzicie o takim podejściu do pielęgnacji
włosów? W jakiej kondycji są wasze włosy i czy byłybyście w stanie
odstawić na bok szampon? Podzielcie się z nami waszymi opiniami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz